Ostatnio trochę mniej wyjeżdżałem, wiec nie było o czym pisać. Ale w zeszłym tygodniu ciężki los pracownika korporacji zagnał mnie do miasta manufaktury. Pobyt w Łodzi był osobliwym doznaniem dla mojego podniebienia, a przy okazji cenną lekcją poglądowa na temat traktowania klienta w piwiarni.
Ciepły majowy wieczór (to jakaś nowość, po ostatnich śniegach), znajomy podrzucił mnie na Piotrkowską, w okolicy znajdują się dwa miejsca, które zaplanowałem odwiedzić. Na dobry początek mini- browar, przy ul.Traugutta 3 o nieprzeciętnej nazwie De Brasil Browar & Grill. Czy ja napisałem: na dobry początek?! Jeszcze wtedy nie wiedziałem co się będzie działo. Nazwę proponuję zapamiętać. Dlaczego? O tym na końcu tej tragikomedii.
Z zewnątrz knajpa wygląda, hmm właściwie to ciężko powiedzieć. Nic tu nie pasuje i nie zachęca, ani kolorystyka, ani postać Jezusa prosto z Rio. Przez witryny widać kadzie, w których chyba warzą piwo. Wchodzę do środka… pierwszy widok to spora liczba ludzi, fajnie wyglądający bar z miedzianymi kadziami i pomysłowe wiatraki pod sufitem. Nie byłem w Brazylii, ale domyślam się, że aranż ma oddawać klimat tego kraju.
Za nim usiadłem przy stoliku musiałem poczekać na panią kelnerkę. Czekam i czekam…w końcu idę do pierwszej z brzegu z pytaniem, czy mam czekać, czy mogę sobie wybrać stolik sam. Nie mogę. Zostaję doprowadzony do właściwego przez obsługę. Mówię sobie będzie dobrze, przyszedłem przecież napić się piwa. Ale zanim o tym to jeszcze kilka słów o obsłudze: kelnerki to bardzo młode dziewczyny w bardzo skąpych strojach, teraz sobie myślę, że wyglądały jak chillriderki brazylijskich piłkarzy, tylko niestety chyba drużyny juniorów. Słowem, oka nie nacieszyłem.
No dobra przechodzimy do meritum, w DBBG możemy napić się raczej standardowego dla polskich browarów rzemieślniczych zestawu: Pils, Pszenica, Ciemne – Koźlak, Miodowo – Słodkie. To ostatnie brzmi przerażająco, kto wymyślił tak ką nazwę i czego oni tam dodają :).
No nic zaczniemy od pierwszego na liście Pilsa. Chcę zamówić więc czekam na kelnerkę. Mija mnie jedna, za chwile kolejna… siedzę i znowu przechodzi ta sama co ostatnio, o i kolejna… siedzę. Minęło 15 minut. Jestem wytrwały, ale już zaczynam myśleć o wyjściu, ale nie udało się :). Pani kelnerka przyjmuje zamówienie, jednocześnie pyta czy podać coś do jedzenia, grzecznie odpowiadam, że na ten moment dziekuję. Przyniesiono mi piwo, które przez długi czas stało na barze i czekało jak pani kelnerka mi je poda. Na tym etapie miałem dość, jest to wbrew wszytkim arkanom podawania złocistego trunku. Ale to nie koniec, do teraz była komedia, teraz będzie tragiczna część, więc:
| Browar: Grill de Brasil
| Nazwa: Pils (ekst. 12,5 % alko. 5,3 % obj)
| Gatunek: jasny lager
| Metka: Kupione w Grill de Brasil 6 zł za 0,4l
Kolor: Jasno żółty, piwo nie jest klarowne.
Piana: Mimo tego, że piwo odstało swoje na barze, to piany jeszcze trochę zostało (widać na zdjęciu). Piana bardzo drobna, ładnie oblepia kufel.
Zapach: Ciągle mam kłopot z zapachem piwa…tu jednak nie miałem wątpliwości. Wiecie jak pachnie brudna woda wymieszana z płynem do zmywania (tzw. pomyje).? Nie? To możecie sprawdzić w DBBG za jedyne 6 pzłotych. Coś obrzydliwego! Nie wiedziałem, że taki zapach jest możliwy do uwarzenia!
Smak: Już po zapachu miałem dość, ale ze smakiem było jeszcze gorzej – no cóż woda – nic więcej – Tyskie, które wypiłem do obiadu, na szczęście w innym miejscu – smakowało lepiej.
Dzwonię do Bartka, bo generalnie sytuacja robi się dramatyczna… a Bartek na to spróbuj miodowo-słodkiego będzie wesoło! Powinienem dostać szkodliwe, ale niech mu będzie.
Kelnerka znajduje się dość szybko, zamawiam piwo i znowu pytanie o jedzenie, teraz już wiem, że nie ma mowy. Swoją drogą okazało się, że miałem szczęście , ponieważ później dowiedziałem się, że w DBBG – niechętnie sprzedają piwo bez jedzenia. Przyszło miodowo-słodkie.
| Browar: Grill de Brasil
| Nazwa: Miodowe (ekst. 14 % alko. 5,3 % obj)
| Gatunek: aromatyzowane/miodowe
| Metka: Kupione w Grill de Brasil 6 zł za 0,4l
Kolor: Jak napiszę miodowy to większość panów i tak nie będzie wiedział jaki. Kolor delikatnie ciemniejszy od pilznera, mocno opalizujący.
Piana: Nic nowego, piana podobna do tej pilsowej.
Zapach: Czego spodziewalibyście się po miodowym? Bo ja choć odrobiny zapachu miodu. Nic bardziej mylnego, miodowe cuchnie mokrą ścierą identycznie jak pils.
Smak: O fuuj! Niech mi ktoś odda moje 6 pln! Po pierwsze to obok miodu nie stało, po drugie chyba zapomnieli też posłodzić, w końcu miało być miodowo słodkie! Co to jest? Kto to pije?
Odpadam, to ponad moje siły, proszę o rachunek i zbieram się do wyjścia. Na odchodne, pytam jeszczę o to czy dostanę jakiś opis i parametry piwa. Niestety okazuje się ze takie pytanie przerasta kompetencję kelnerki, Pani poszła się dowiedzieć. Po naradzie grupowej z barmanem i jeszcze inną kelnerką przychodzi i mówi, że niestety nie ma takiej możliwości, i że ona może mi coś poopowiadać. To niech opowiada. Poniżej krótki dialog:
G: To proszę mi powiedzieć na początek, jak jest poziom ekstraktu w piwach, które zamówiłem
K: Eee no wie Pan, nie za bardzo wiem.
G: Aha
K: Ale wszystkie piwa są robione na Pilsie
G: To ja poproszę o resztę, dziękuję
Krótko na koniec: Nie wiem o co chodzi z tym miejscem. Ni to restauracja ni to browar ni to nocny klub.Nie wiem jak smakuje jedzenie, ale jeśli tak jak piwo, to współczuję tym co jedli, tym co pili zresztą też. Płyny, którego piwem nie można nazwać, obsługa fatalna, długi czas oczekiwania i brak jakiejkolwiek wiedzy na temat serwowanych trunków. Nie polecam, chyba, że chcecie zobaczyć, przeżyć, doświadczyć…Tylko po co?
Ocena Lokalu:
23 maja 2011 at 15:01
Wprawdzie nie powinno się śmiać z cudzego nieszczęścia ale nie mogę się opanować: buahahahhaa:D Już gdzieś kiedyś czytałem na forum albo jakimś blogu o tej knajpie i opinie były tylko ciut lepsze:D To nie lepiej do Piwoteki Narodowej było zajść? W każdym razie składam Ci Grzesiu wyrazy współczucia…
23 maja 2011 at 16:02
he he sam się z tego śmieję bo doświadczenie było niesamowite :)
na szczęście do Piwoteki Narodowej trafiłem zaraz po ewakuacji z Grill de Brasil ale o tym to pewnie jeszcze dzisiaj :)
23 maja 2011 at 16:16
Wyrazy współczucia. ;-)
23 maja 2011 at 16:32
Oczekuję samokrytyki za tego Tyskacza do obiadu :)
23 maja 2011 at 17:13
co do Tyskacza do obiadu, tak mi sie przypomniało:
w 2006 roku byłem w USA, wcześniej słyszałem tylko same najgorsze opinie o tamtejszym piwie i próbując jakieś piwo z Anheuser-Busch czy Millera stwierdziłem, że racje ludzie mają. wtedy jeszcze tematem się nie interesowałem, piwo średnio lubiłem no i jak się piło to właśnie te pokroju Tyskiego, które lepsze są od wspomnianych amerykańskich. Także często do obiadu był Heweliusz (lepszy od tyskiego i niedostępny w Polsce od wielu lat) czy EB.
Teraz tylko żałuje, że byłem tak nieświadomy i nie okupiłem się w tamtejsze dobre piwa które nie należą do Anheuser-Busch czy Millera…
23 maja 2011 at 17:43
Żeby tyskaczem przepłukiwać gardło po samodzielnie warzonym piwie – wstyd:D Btw niedługo Kenaz poznasz kilka piw amerykańskich jak tylko Bartek je zakupi i zrecenzuje:D A mam pytanie Bartku: skąd nabędziesz piwa amerykańskie? Myślisz o zakupach na Birofiliach w Żywcu? Ja z USA to bym spróbował Kopernika od Ambera warzonego specjalnie na tamten rynek.
23 maja 2011 at 17:47
kurcze chyba niewyspany jestem, sam sobie odpowiedziałem sobie na pytanie o piwach z USA, sorry Bartku
23 maja 2011 at 19:54
Bartek wierz mi, że gdyby nie Piwoteka to to Tyskie byłoby najlepszym co mnie spotkało tego wieczoru:)
Co do Birofilii to póki co tylko ja dostałem bilet, więc jak coś Bartek, to daj listę a ja się zastanowię czy CI kupić ;)
14 października 2011 at 16:13
Byłem tam, podpisuję się pod tym, jedynie Koźlak nadawał się do picia. Jednak Bierhalle dużo dużo lepsze. Z tym, że trzeba mieć poprawkę na nierówność. Czasami jednego dnia może być tak, że dostaniemy pierwszy kufel ze starej beeczki i jest „przejrzałe”. Natomiast pół godziny później następne piwo może być wyśmienite. Najbardziej lubię stamtąd Pilsa.