Browar Piwoteka mimo że działa od niedawna, już pierwszym piwem pokazał, że schematy są jej obce. Miedziana Dziewica zdecydowanie nie dała się opakować w ramy „czystego” ESB, często też słyszałem opinie o zbyt intensywnej goryczce. Mnie akurat goryczka nie przeszkadzała w związku z czym Piwoteka postanowiła mnie i mnie podobnych uraczyć ekstremalnie chmielonym stoutem. Początkowo mowa była o IBU powyżej 100, może nawet 120 jednostek IBU. Jednak Marin Chmielarz zwracał uwagę, na fakt, że teoria nie koniecznie musi pokrywać się z praktyką i drożdże mogą próbować krzyżować ambitne plany i „pożerać” nieco goryczki. Ostatecznie już wiemy po pomiarach laboratoryjnych, że Czarny Wdowiec posiada i tak imponujące 97 IBU.
Warto zauważyć, że goryczka jest na sterydach bo prócz chmieli oferujących bogactwo alfakwasów (związków goryczkotwórczych) do piwa dodano dopalacz w postaci ekstraktu chmielowego, którego zadaniem jest dodatkowe podbicie goryczki. Od razu widać, że miało być ostro i po bandzie. Jako baza dla ekstremalnej goryczki posłużył dry stout czyli piwo dość lekkie i wytrawne, z założenia nie oferujące słodowej kontry dla tak mocnego chmielenia.
Zanim jednak przejdę do piwa, słowo na temat etykiety. Stylistycznie przypomina ona wcześniejszy projekt dla Miedzianej Dziewicy. Podobnie jak poprzednio etykieta jest owalna a jej centralną część zajmuje postać. Tym razem jest to sześcioręki dżentelmen. W porównaniu do poprzedniej etykiety nie znajdziemy na niej opisu piwa. W przypadku Dziewicy ten element był mało czytelny, a obecnie wszystkie informacje znajdziemy na małej kontretykiecie. Etykieta ma jednak zasadniczą wadę. Nie posiada logo Piwoteki! Dla każdej firmy, nie tylko browaru logo to podstawowy element identyfikacyjny, którego nie może zabraknąć. Jest to tym bardziej dziwne, że logo Piwoteki jest naprawdę fajne. Mam nadzieję, że przy następnych piwach nie będzie już tego problemu.
Tabliczka znamionowa:
| Browar: Browar Piwoteka, piwo uwarzone w browarze restauracyjnym Pivovaria Radom.
| Nazwa: Czarny wdowiec
| Styl: american dry stout
| Ekstrakt: 12,5% wag.
| Alkohol: 4,9% obj.
| Skład: słody pale ale, pilzneński, monachijski, Biscuit, Carared, palony, czekoladowy, pszeniczny czekoladowy, palony jęczmień. Chmiele: Target, Chinook, Simcoe oraz ekstrakt chmielowy, drożdże Danstar Nottingham.
W szkle piwo wygląda jak rasowy stout. Jest niemal czarne, choć pod silnym światłem pojawiają się wiśniowe przebłyski. Jest też lekko mętne.
Piana koloru cappucino, niewysoka o zróżnicowanej budowie szybko redukuje się do cienkiej warstwy, jednak osadza się na szkle.
Po przelaniu uderza nas bardzo silny zapach amerykańskich chmieli, dopiero po chwili docierają do nozdrzy wyraźne palone akcenty z aromatami kawy i delikatną czekoladą.
Smak określiłbym jako ekstremalny, szczególnie po pierwszym łyku, który może być szokiem dla naszych kubków smakowych. Właściwie, dopóki nie przyzwyczaimy się do goryczy (goryczka w tym wypadku nie jest słowem odpowiednim) smak zdominowany jest przez żywiczno-cytrusowo-pieprzne akcenty chmielowe. Finisz to potężna gorycz, którą dodatkowo potęguje niewysoka pełnia. Niestety goryczka nie należy do przyjemnych, jest szorstka i mocno zalega.
Tak ja przystało na dry stouta piwo posiada niską pełnię ale nie jest wodniste, ma fajną kremową konsystencję i średnie do niskiego wysycenie. W smaku jak już oswoimy się z goryczą i chmielowymi aromatami możemy poczuć nuty palone z mocną kawą. Niewiele za to pozostaje z nut czekoladowych obecnych w zapachu.
Podsumowując Wdowiec to atak na IBU powyżej 100 jednostek przez co zdecydowanie jest piwem dla wybranych. Osobiście przeszkadza mi w nim zalegająca gorycz, przez co tego piwa nie piję się łatwo i przyjemnie. Niskie odczucie pełni, dodatkowo potęguje intensywność goryczy gdyż brakuje słodowej kontry. W tym wypadku zabija ona stoutowość. Moim zdaniem piwo powinno być powtórzone ale z rozsądnym chmieleniem, tak aby miało sesyjny a nie ekstremalny charakter. Nie mniej jednak piwo błyskawicznie zniknęło z kranów warszawskich multitapów, pozostała mi tylko możliwość spróbowania wersji butelkowej, którą na szczęście zamówiłem wcześniej.
12 listopada 2013 at 08:15
Osobiście uważam, że brakuje obecnie dobrego piwa z wyraźną goryczką. większość piw, które kiedyś zachwycały smakiem, teraz zwyczajnie trąci spirytusem, co z pewnością odbiera nam radość picia. dlatego właśnie cieszę się słysząc, że są jeszcze miejsca, które jak słyszę warto odwiedzić.
17 listopada 2013 at 22:23
,,żywiczno-cytrusowo-pieprzne” brzmi bardzo intrygująco, nie jestem może fanką bardzo gorzkich piw, ale Wdowca bym chętnie spróbowała :) możne nadarzy się okazja. W każdym razie opis walorów smakowych mnie do tego zachęcił