A może opisałbyś a’la Grodziskie ?, takiego smsa dostałem od Bartka kilka dni temu. Było to zaraz po tym, jak spotkaliśmy się na festiwlu „Europa na Widelcu”, który odbywa się właśnie we wrocławskim Rynku. Tam właśnie kupiłem butelkę tego piwa z Pinty. Skoro czytacie ten tekst to pewnie już się domyśliliście, że na smsa zareagowałem entuzjastycznym Taaaak!!! Zaraz po tym pojawiły się problemy. Pierwszym z nich było zniknięcie butelki. Nie było to żadne tajemnicze zaginięcie, a jedynie wizyta mojego sąsiada Szczepana, z którym to popróbowaliśmy mojego zakupu. Oczywiście o pisaniu recenzji mowy być nie mogło. Następnego dnia moja żona zakupiła mi kolejną butelkę do degustacji. Jednak już po pierwszym łyku podczas wizyty Szczepana wiedziałem, że A’la Grodziskie nie będzie moim ulubionym piwem, a zadanie jakie postawił przede mną Bartek będzie bardzo trudne. Ale muszę tutaj dodać, że po festiwalu piwa we Wrocławiu browar Pinta jest dla mnie jednym z ciekawszych doświadczeń piwnych jakie miałem okazję doznać. Tyle tytułem wstępu. A teraz do dzieła! Pamiętajcie, że piwo oceniam bez odniesienia do smaku historycznego grodzisza, którego nie próbowałem.
| Browar: Pinta
| Nazwa: A’la Grodziskie (ekst. 7,8 % alko. 2,5 % obj)
| Gatunek: grodzisz
| Metka: Zakupione w Drink Hali za 5,5 zł.
Opakowanie: Bardzo fajna i klimatyczna etykieta, kolejna dziewczyna pinty, szczegółowość informacji zawstydza każdy inny browar w Polsce.
Kolor: Piwo, jest mętne – tak bardzo mętne, że nie widać końca kufla :) kolor słomkowy, dość jasny.
Piana: Raczej marniutka, jest drobnoziarnista gdzie niegdzie z większymi bąblami. Znika ekspresowo. Wierzcie mi wlewałem piwo z dużym rozmachem (w końcu to moja pierwsza tak poważna recenzja). 30 sekund i piany praktycznie nie było, a na kuflu nie pozostały żadne ślady, że kiedykolwiek była. Moja żona w tym czasie piła Czerną Horę Jagodową i piana, którą widziałem w jej kuflu zawstydziła A’la Grodziskie.
Zapach: Czuć drożdże – co ja piszę baaardzo czuć drożdże (z tego co pisał Bartek na blogu to nic zaskakującego). No cóż wiedziałem, że będzie trudno, ale oprócz drożdży nie czuję nic innego – może trochę wędzonego żółtego sera. A gdzie zapach owoców, kwiatów?
Smak: Lekko kwaskowaty. Wysycenie jest niskie – piwo nie „szczypie”. Jest lekkie. na finiszu czuć goryczkę, która pozostaje na długo po przełknięciu piwa.
Podsumowanie: Po dzisiejszym wypiciu mam wrażenie, że piwo jest nierówne, tzn. butelka, którą wypiłem ze Szczepanem była chyba bardziej aromatyczna, mocniej „wędzona”. Nie wiem czy to możliwe, ale takie właśnie mam odczucia smakowo-węchowe. Dlaczego piwo nie będzie moim ulubionym? Już wiem, że wędzonkę lubię, ale w jej klasycznej formie: kiełbasy, boczku i oscypków.
A’la Grodziskie jednak polecam jako bardzo ciekawe doświadczenie smakowe. Nie często można spróbować czegoś podobnego. Dlatego wielkie ukłony w stronę Pinty za odwagę i jednocześnie wielkie dzięki za możliwość takiego spotkania smakowego, któremu na imię A’la Grodziskie. Osobiście zostaję przy czarnej dziurze, ataku chmielu i oscypkach.
Ocena:
6 czerwca 2011 at 22:09
Ogólnie piwo jest bardzo przyjemne. Według mnie brakuje mu trochę „bąbelków” i piany. Po za tym akcenty wędzone mogłyby być nieco bardziej wyraziste.
7 czerwca 2011 at 07:33
Ciekawe ale grodzisz Kocoura smakował mi bardziej, na FDP nuty wędzone były jakby wyraźniejsze, ostatnia butelka była jakaś taka mniej wyraźna. Być może wraz z dojrzewanie będzie coraz słabsza odstawie sobie jedna butlę do piwnicy i zobaczymy jesienią.
3 grudnia 2011 at 16:43
Miałem styczność z tym piwem raz i na pewno nie będzie moim ulubionym. Też nie mam odniesienia do oryginału. Piwo jest ciekawe i bardzo… specyficzne. Podzieliłem się z kolegą, który gustuje raczej w przemysłówce. Powiedział, że to najgorsza rzecz jaką pił w życiu;)))
Na pewno nie jest to piwo do picia na codzień.
3 grudnia 2011 at 20:02
Ależ jak najbardziej jest to piwo codzienne, piwo o ekst. 8% nie jest z założenia trunkiem degustacyjnym. To ma być piwo orzeźwiające, lekkie i przyjemne. Podczas II Wojny Światowej Grodzisz (a właściwie Gratzer) był wysyłany do Afryki Płn jako niskoalkoholowy napój codzienny dla żołnierzy Africa Corps. Oryginału niestety nigdy nie piłem, jednak z tego co czytałem to wersja Pinty mocno się różni od tego jak sobie ten styl wyobrażałem. Jest zbyt nisko wysycona, zbyt mało chmielowa i pozbawiona posmaków pszeniczno-kwaskowych. Nie zmiania to jednak faktu, ze jest to piwo smaczne a zważywszy na to że jestem wielkim fanem wszelkiej maści wędzonek to chętnie po nie sięgami wcale mi nie przeszkadza, żę od pierwowzoru to piwo dość mocno odstaje.