Sahti Koniec Świata

Po prostu koniec. I to wywodzący się z mroźnej, północy Europy. Tej zimy browar PINTA postanowił zaprezentować nam swoją interpretację prapiwa warzonego dawniej w Finlandii – sahti. Aby zachęcić Was do przeczytania tego tekstu napiszę: słódy jęczmienne i żytni, gałęzie jałowca, owoce jałowca i drożdże piekarskie. Zaciekawieni? To do dzieła :)Premiera piwa odbyła się w Zakładzie Usług Piwnych w sobotę, 1-go grudnia. Nie jakaś tam znamienna data, ale dla dziennikarskie skrupulatności podaję.

Najpierw słów kilka o samym sahti. Jest to fińskie prapiwo, które robiono głównie ze słodu jęczmiennego z różnej wielkości dodatkiem żytniego. Po zacieraniu, filtruje się je przez warstwę gałązek jałowca. Sahti zwykle nie jest wysładzane, nie jest gotowane (nie jest chmielone), za to fermentuje się je na drożdżach piekarskich. Brzmi fajnie.
To jeszcze nie koniec ciekawostek – otóż sahti nie zamyka się szczelnie, więc piwo pozbawione jest  gazu. Podaje się je na różnych etapach fermentacji, więc jednego dnia jest bardziej słodsze, później coraz bardziej wytrawne. Aha, tradycyjnie nalewa się je z… wiadra :)

Oczywiście, w wersji PINTY ciężko się spodziewać tych wszystkich elementów. Zacznijmy od tego, że koniec świata jest pasteryzowany – w sumie jak wszystkie ich piwa – i nie jest to absolutnie zarzut, a raczej stwierdzenie faktu.
Sahti było też mocne – i tutaj Końcu Świata nie można nic zarzucić: ekstrakt: 19,1% i 7,9% alkoholu. Niezły wynik.

W ZUP postawili na tradycję. Atestowane wiadro z atestowaną chochlą zostało napełnione z nalewaka (operacja wymagająca momentami czterech rąk – nie w kij dmuchał) i z tego wiadra, rękoma Ojca Dyrektora było nalewane. Nie powiem, był to naprawdę fajny akcent tej premiery. Muzycznie zaś towarzyszył nam Monty Pythons – Finland Song.

Nalewanie ;)

Samo piwo zaskoczyło mnie barwą. Oczywiście, spodziewałem się, że będzie mętne, ale na tak intensywny kolor raczej nie liczyłem. Ładna piana, która znikała w następnych lanych kuflach, bo piwo się stopniowo traciło dwutlenek węgla. Zapach: intensywnie bananowy, uzyskany dzięki drożdżom piekarskim. I to nie takich jasnych, świeżych bananów – raczej bananowej pulpy. Bardzo słodki, ale, ku mojemu delikatnemu rozczarowaniu – bez jałowca. W smaku dominowały te właśnie banany, nieodmiennie nasuwało się skojarzenie z piwem pszenicznym. W pewnym momencie przy barze padło stwierdzenie, że Koniec Świata idzie w kierunku pszenicznego koźlaka, a nawet podwójnego koźlaka – i tak też w sumie jest. Bez goryczki, bez jałowca (kolejne delikatne rozczarowanie). Piwo smaczne, ciekawe, ale bardzo, bardzo treściwe. Właściwie po pierwszym miałem ochotę na więcej, ale fizycznie raczej nie dałbym rady. Naprawdę można się nim najeść – i chyba taka była jego rola. W zimnej Finlandii na pewno stanowiło doskonałe uzupełnienie posiłku. Piwo jest mocne, ale sam smak nie wskazuje jak bardzo – jest więc nieco zdradliwe – a bardzo smakowało obecnym w klubie paniom ;) Całość: bardzo fajna, smaczna, aczkolwiek brakowało mi tego szumnie zapowiadanego jałowca.

PINTA – Koniec Świata

Generalnie nie mogę ocenić Końca Świata przyznając mu jakąś ilość kufli. Po prostu nie mam punktu odniesienia. Mogę tylko napisać, że tego trunku warto spróbować. Podziwiam chłopaków z PINTY, że zaryzykowali i zdecydowali się na coś takiego, a Was drodzy czytelnicy mogę tylko zaprosić: spotkajmy się na Końcu Świata!

Autor – na zdrowie!

 

Podziel się:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • email
  • Twitter
  • Wykop
  • Add to favorites