Ze sporym poślizgiem chciałem zdać Wam relacje z mojego wypadu na European Beer Bloggers Conference 2012. Impreza odbyła się w dniach 18 – 20 maja w Leeds, jednym ze sponsorów był Pilsner Urquell, który umożliwił wyjazd na konferencje dwóm blogerom z Polski. Agenda przygotowana przez organizatorów zapowiadała moc atrakcji, chociaż mnie najbardziej interesował stan europejskiej blogosfery oraz możliwość rozmowy z kolegami zajmującymi się pisaniem o piwie. Mimo tego, że po drodze spotkało nas sporo przygód, wypad do Leeds uważam za najciekawszą i najbardziej owocną piwną wycieczkę w tym roku.
W drodze
Start mieliśmy zaplanowany na godzinę 8 rano, w sam raz żeby zdążyć na pierwsze warsztaty. Na wrocławskim lotnisku okazało się, że ten dzień miał stać pod znakiem niespodzianek. Chwilę po zajęciu miejsc, poproszono nas o opuszczenie maszyny i niespełna godzinę później poinformowano o całkowitym odwołaniu lotu. Zrobiło się niewesoło, byłem niemal pewien, że nie uda nam się dotrzeć na czas. Ku mojemu zaskoczeniu narodowy przewoźnik stanął na wysokości zadania, po odstaniu chwili w tłumie nerwowych ludzi okazało się, że możemy ruszać już o… 13:30 :) tym samym będziemy mieli ledwie 5 godzin opóźnienia. Skołatane nerwy w podroży ukoił nam Warsteiner Pilsner serwowany w samolotach Lufthansy, oraz pszeniczny Erdinger zdegustowany na lotnisku w Monachium. Sama podróż upłynęła przyjemnie, w Manchesterze załapaliśmy się na porę popołudniowego szczytu komunikacyjnego. Suma sumarum w hotelu zameldowaliśmy się o 19, akurat na kolacje połączoną z degustacja piw z browarów należących do sponsora imprezy.
Kolacja z MolsonCoors
W zamyśle kolacja miała zaprezentować sztukę doboru piwa do serwowanych potraw oraz przedstawić perełki z oferty MolsonCoors. O ile pierwsze założenie organizatorom udało się zrealizować w całości, o tyle jakość piw pozostawiała odrobinę do życzenia. Perłę znalazłem jedną. Jako aperitif podano Sharp’s Single Brew 2011, piwo o zdecydowanym charakterze pochodzącym od żareckiego chmielu. Dopisek na butelce głosił vintage – wszystko się zgadza, to takie piwo w starym stylu, oldschool. Do gotowanej gruszki z rzeżuchą i sałatką z melona podano mr Jekyll i dr Hyde, czyli najlepsze i najgorsze piwo wieczoru. Blue Moon, osławiony witbier okazał się porażka, piwo było zdominowane przez diacety. Kolejny trunek wgniótł mnie w fotel, Sharp’s Honey Spice IPA. Krótką informację na temat tego piwa, tak jak w przypadku reszty produktów Sharp’s, wygłosił główny piwowar Stuart Howe. IPA podana została w wersji beczkowej, niskie wysyceni i brak piany absolutnie nie wpłynęły na pozytywny odbiór tego trunku. Sharp’s Honey Spice Tripel i Worthington Red Shield piwa zaproponowane do kolejnej potrawy były średnie i nie sądzę, żeby komukolwiek przypadły do gustu. Na deser i do deseru podano znacznie ciekawsze pozycje Sharp’s Quadrupel lub Worrthington White Sheild. Szczególnie to pierwsze wydało mi się godne uwagi. Mariaż aromatów znanych z „ciężkich” ale i tych charakterystycznych dla amerykańskiego chmielu Centennial wypadł interesująco. White Sheild to solidne IPA o wyspiarskim zacięciu, po prostu smaczne piwo. Na zakończenie wieczoru podano nam Sharp’s Turbo Yeast IV, mocarza o parametrach 21-22% alkoholu zdecydowanie nie moja bajka.
Kolacja była świetnie pomyślana i zorganizowana, marzą mi się podobne eventy u nas w kraju.
Noc z piwami świata
Atrakcją przewidzianą na zakończenie pierwszego dnia konferencji był wieczór z piwami świata. Trunki zostały przywiezione przez uczestników konferencji. Mieliśmy okazję spróbować specjałów z Holandii, Włoch. Szwecji i Bułgarii. My także przywieźliśmy rodzime piwa, koledzy z Europy spróbowali naszych porterów bałtyckich i piw z browarów kontraktowych. Ta cześć konferencji odbyła się w nieformalnej konwencji, rozmowom i degustacji nie było końca. Jeśli chodzi o dyskusje, to wymiana poglądów z kolegami będzie dla mnie bardzo cennym doświadczeniem. Ciekawy wydaje mi się fakt, że wśród europejskich blogerów znacznie więcej jest kobiet, także średnia wieku jest sporo wyższa. W moim odczuciu wynika to z młodość i nieopierzenie naszej piwnej kultury. Jeśli zaś chodzi o degustację to najlepiej zapamiętałem włoskiego Milk Stouta i szwedzkie IPA. Poza nimi poziom piw był naprawdę zróżnicowany, począwszy od trunków koncernowych po całkowicie szalone piwa rzemieślnicze. Przeciągające się dyskusje w międzynarodowym gronie przenieśliśmy się do pubu North, jak się okazało dzień później, najciekawszego lokalu na piwnej mapie Leeds. Tam wpadłem w zachwyt, wybór piw beczkowych był porażający, poczynając od Brooklyn Brewery poprzez BrewDoga na lokalnych cask ale skończywszy. Oferta uzupełniona była wyborem piw w wersji butelkowej, między innymi z japońskich browarów rzemieślniczych. Tak wygląda raj. Oczywiście wszystkie piwa są trzymane w chłodni, do której przeszklone drzwi są atrakcją lokalu. Większość angielskich lokali, w których byliśmy serwuje piwa z chłodni. Myślę że ta metoda to przyszłość wyszynku także w naszym kraju. Dowodem czego jest poznańska Setka, lokal który jako pierwszy korzysta z chłodni na piwo.
Dzień drugi – kolejny level bloggingu
Sobotę zaczęliśmy pracowicie, od uczestnictwa w serii warsztatów. Pierwsze z nich „Blogging – Taking It to the Next Level”, dotyczyły kolejnych kroków w karierze blogera. Warsztaty prowadziła trójka blogerów, z których każdemu udało się poprzez swoją pasje dotrzeć do nowych obszarów obcowania z piwem. Pierwszy z nich Mark Dredge, dzięki prowadzeniu bloga został zatrudniony w browarze Camden Town Brewery, gdzie zajmuje się PR, eventami i przy-browarnym pubem. Kolejną bohaterką była Marverine Cole, dziennikarka telewizyjna prowadząca blog Beer Beauty. Marverine zajmuje się organizacją degustacji dla kobiet i prowadzeniem własnego programu telewizyjnego na temat piwa. Sami przyznacie, że robi to piorunujące wrażenie. Ostatnim prowadzącym był Zak Avery człowiek mający oprócz bloga własna kolumnę w gazecie, prowadzący spotkania degustacyjne i wszelkiego rodzaju piwne imprezy.
Możliwość utrzymywania się ze swojej pasji, jest jak myślę marzeniem każdego piwnego blogera. Dlatego z zapartym tchem śledziłem dyskusje na ten temat, nie mogąc wyjść z podziwu nad stopniem rozwoju brytyjskiej sceny piwnej. Programy telewizyjne i własne kolumny w gazetach u nas brzmią jak fantastyka. Właściwie czemu tu się dziwić w Anglii funkcjonuje ponad 1000 browarów, a kultura piwna ma oparcie w bardzo silnym ruchu związanym chociażby z CAMRA. Z czasem naszła mnie refleksja, że jednak u nas nie jest tak źle. Marcin Chmielarz współpracującego ze sporym browarem w dziedzinie produkcji piwa, Tomek Kopyra z powodzeniem działa w PSPD oraz pisze do specjalistycznej prasy i warzy gościnne piwa. Jak na tak młodą scenę jest to dobry początek i myślę, że na tym etapie nie mamy się czego wstydzić.
Kolejna część warsztatów dotyczyła zagadnień związanych ze strategią w social media. Miała ona w swoim założeniu przybliżyć bloggerom potrzebę prowadzenia przemyślanych działań w portalach społecznościowych. Myślę, że była to ciekawie skonstruowana część konferencji uświadamiająca osobom piszącym o piwie, że bez odrobimy PR nie da się odnieś sukcesu. Dla mnie były to sprawy oczywiste i dość dobrze znane, dlatego trudno mi zakwalifikować ten wykład jako szczególnie odkrywczy, choć na pewno był bardzo ciekawą i przydatny.
Przerwę poświęciliśmy na zwiedzenie brewpubu The Brewery Tap. Lokal ma bardzo fajny wystrój, w sali na piętrze znajduje się przeszklona warzelnia. Browar znacząco rożni się od naszych przybytków restauracyjnych, nikt tam nie bawi się w pienne miedziane kotły i 10- cio hektolitrowe wybicia. Instalacja jest ascetyczna i mała schlebiająca tezie, że liczy się nie wygląd a efekt końcowy. Jeśli zaś już jesteśmy przy efekcie, to musi być on niezbyt zadowalający skoro obsługa pubu poleca piwa innych producentów. Zdecydowałem się na Saltaire Cascadian Black serwowane z klasycznej pompy. Efekt kaskadowy był powalający piwo wyglądało niesamowicie, w smaku również było bardzo przyjemne. Od strony kulinarnej pub prezentował się bardzo dobrze, zamówiona przeze mnie sałatka bardzo mi smakowała. Do posiłku poprosiliśmy coś mocno chmielonego zdając się na gust kelnera, zaserwowano nam jak mniemam IPA. Poziom gorycznik nie był zbyt mocny i nieco odbiegał od moich standardów, mimo tego piwo było bardzo smaczne.
Po lunchu wróciliśmy na dalszą cześć konferencji. Najciekawszym panelem była dyskusja na temat stanu i przyszłości bloggingu piwnego. Ze względu na to, że znakomita większość blogerów biorących udział w dyskusji pochodziła z Anglii, została ona zdominowana przez wyspiarskie realia. Na szczęście rozmowa nie straciła nic z uniwersalności. Dominującym tematem była profesjonalizacja bloggingi i idąca za tym strona finansowa. Chodziło oczywiście o artykuły sponsorowane, przekazywanie piw do degustacji i wszelkiej maści akcje marketingowe organizowane przez browary. Na sali starły się dwa poglądy, idealistyczno – misyjny z praktycznym. Jedni nawoływali do całkowitego bojkotowania takich akcji i widzieli w tym zaprzeczenie niezależności bloggera. Drudzy przekonywali, że takie akcje pozwalają się rozwijać zarówno scenie piwnej jak i samemu rynkowi. Podobna dyskusja przetacza się co jakiś czas przez naszą blogosferę. Ja osobiście nie widzę nic złego w takich akcjach i trochę dziwi mnie zajadłość adwersarzy. Chociaż przyznać muszę, że granica pomiędzy zdrowa promocją a kupowaniem poklasku może być bardzo ciężka do określenia.
Ostatnią częścią warsztatów był tasting połączony z live bloggingiem. Relację z tego panelu mogliście przeczytać na żywo na Smakach Piwa, nie będę więc się powtarzał.
Uroczysta Kolacja z Pilsnerem
Ostatnim akapitem drugiego dnia konferencji była uroczysta kolacja z Pilsnerem połączona z wieczorną impreza, która odbyła się w Leeds Corn Exchange. Wieczór został uświetniony obecnością Vaclawa Berki, głównego piwowara Pilsnera Urquela. Gospodarz wieczoru przygotował kilka niespodzianek. Pierwszą z nich było kilka beczek niefiltrowanego Pilsnera, które osobiście odszpuntował piwowar. Różnica pomiędzy obiema wersjami archetypu czeskiego pilsa była niebywała. Piwo było wyśmienitym dodatkiem do kolacji w stylu czeskim, jaką zostaliśmy podjęci. W dalszej części imprezy zostaliśmy oprowadzeni po ścieżce edukacyjnej. Pierwszy przystanek dotyczył rytuału serwowania piwa, temperatury i odpowiedniego szkła. W kolejnych punktach poznaliśmy historie marki a także mieliśmy okazję zamienić kilka słów z Panem Berką. Na zakończenie wieczoru, przebraniu w koszulki Pilsnera i podzieleni na kilka grup, ruszyliśmy na rajd po pubach. Nam przypadł w udziale wcześniej odwiedzony The Brewery Tap, dlatego postanowiliśmy nieco odbić z kursu i odwiedzić polecany wszystkim piwoszom The Hop. Lokal umiejscowiony jest w malowniczych wnętrzach zabytkowego mostu i cieszy okiem wyborem przepysznych real ale. Ciekawie wyglądała chłodnia z zamontowanym systemem przechylania beczek typu cask. Jeśli chodzi o piwa, to usta same składają się do słów zachwytu. Szczególnie urzekło mnie The Rat Brewery King Rat IPA – świetne piwo. Sam lokal oceniam bardzo wysoko, jedynym minusem jest wczesna godzina zamknięcia. Wieczór, już tradycyjnie zakończyliśmy w Nord Pub, przy kuflu wspaniałego Cannonball IPA z browaru Magic Rock. Był to ostatni akcent wyjazdu do Leeds, wczesnym rankiem w niedzielę wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Pozostaje mi podziękować Pilsnerowi Urquelowi za zaproszenie. To był bardzo ciekawy wyjazd, który dużo mnie nauczył na temat europejskiej piwnej blogosfery, a także na temat brytyjskich piw. Jednym z najciekawszych wniosków jest to, że Anglia to miejsce gdzie króluje nowoczesne piwowarstwo. Oprócz cenionych i znanych real ale, pompy pełne są piw, aż kipiących od amerykańskiego chmielu. Tamtejszym piwowarom nie obce są wszelkiej maści nowinki i eksperymenty – słowem raj dla piwosza.
[nggallery id=61]
19 czerwca 2012 at 14:35
Dobra relacja. To ja już swojej nie będę pisał. :P
19 czerwca 2012 at 17:35
Wszystko fajnie, pięknie, tylko trochę wstyd jeśli mając poczytnego i – jak na krajowe warunki – nawet fachowego bloga o specjalistycznej tematyce, nie umie się poprawnie pisać po polsku? „Rozmową i degustacją nie było końca”, „osobą piszącym o piwie”?
Do tego błąd rzeczowy – twierdzenie, że dopisek „Vintage” na piwie oznacza piwo uwarzone w starym stylu, kiedy znaczy to tyle, że jest to limitowana, przeleżakowana edycja z określonego rocznika (w tym wypadku – 2011). No i literówki i dziwne potworki językowe, typu „na pewno był bardzo ciekawą i przydatny”.
A odnośnie treści wpisu – sam mam czekającą na degustację butelkę imperialnej wersji Cannonballa z Magic Rock, aż boję się otwierać, bo mam cholernie wysokie oczekiwania…
19 czerwca 2012 at 17:52
A mnie zaciekawił fragment, w którym Bartek pisze, że na zachodzie blogerami częściej niż u nas bywają kobiety i generalnie uśredniony wiek piszących o piwie jest wyższy. I to mi dało sporo do myślenia w kontekście zmian na polskim podwórku. Możliwe, ze tak porządana przez nas poprawa piwnej kultury wymaga jednocześnie wymiany pokoleniowej…
21 czerwca 2012 at 08:34
Mi się wydaje że to kwesta czasu. Za dziesięć lat my się zestarzejemy, a o piwie będzie pisać także młode pokolenie :).
20 czerwca 2012 at 16:22
O, już poprawione. Teraz dużo lepiej się czyta :).
21 czerwca 2012 at 07:02
Ciekaw jestem nieprzychylnej opinii o Blue Moon’ie. Nie jestem specem gatunku, ale w USA jest to chyba najlepsze tego typu piwo z dużych sieciówek. Zastanawiałem się nawet nad napisaniem recenzji.
21 czerwca 2012 at 08:33
Wiesz, mi się wydaje że to raczej wina tego konkretnego egzemplarza. Być może źle przechowywany.
24 czerwca 2012 at 17:12
Polska blogosfera piwna dopiero raczkuje. Wielu ludzi uważa blogi za coś niegodnego dorosłego człowieka, ot wymysł dla słitaśnich nastolatek. Mam też wrażenie, że polskie browary nie do końca zdają sobie sprawę z możliwości jaki drzemią w blogosferze. Poza tym mało polskich blogów piwnych zajmuje się publicystyką, większość w ogóle nie wychodzi poza schemat „kupiłem piwo to je opiszę”. Ciekawe czy z czasem to się zmieni i coraz więcej blogów zacznie się specjalizować.
24 czerwca 2012 at 17:27
Myślę, że dość dobrze udaje nam się walczyć z tymi stereotypami :). Szkoda tylko, że wiele osób z tak zwanej „branży” lekceważy blogi.
Specjalizacja jest nieunikniona niemniej będzie związana z rozwojem rynku. Na razie dzieje się za mało żeby powstało więcej takich blogów jak Twój. Powiedzmy sobie szczerze w tym kraju nie ma teraz jak pisać bloga nastawionego na fragment piwnego rynku, za mało się dzieje.
Browary dostrzegają powoli zalety blogosfery i co ciekawe prym wiąd tutaj koncerny które będą robić coraz więcej akcji z blogerami. Podczas gdy małe browary (poza Kormoranem) ociekają na sam dźwięk tego słowa.
24 czerwca 2012 at 18:16
Nawet nie chodzi mi o blog skupiony na jakimś wycinku rynku, to jednak tematyka o bardzo ograniczonym zasięgu, co zresztą widzę po statystykach odwiedzin. Ale np. blog o nowościach w polskim piwowarstwie byłby już całkiem sensowny. Tydzień temu odbyła się największa polska impreza piwna i premiera pierwszego browaru założonego przez piwowarów domowych, wcześniej premiera kolejnego browaru kontraktowego. Na naszym rynku to są wielkie wydarzenia, a ile blogów to opisało? Wszystkie trzy wydarzenia zostały opisane na jednym, i to anglojęzycznym – beerguide.pl Większość nie wspomniała nawet o jednym…
Nic dziwnego, że koncerny pierwsze dostrzegły zalety blogosfery, one są zarządzane przez ludzi, którzy wiedzą jak sprzedawać, jak się sprawnie poruszać w świecie mediów. Podczas gdy marketing w wykonaniu np. GC (Grupa Ciechan) wygląda tak, że o nowym piwie dowiadujemy się z prywatnego profilu na FB kogoś, kto zrobił zdjęcie butelce z nowym piwem. Albo po prostu trafia na półki bez słowa zapowiedzi, tak jak w warszawskiej Piwonii – ot przyszedł do nich handlowiec z nowym piwem pod pachą. Jabłonowo lada chwila wprowadza na rynek nowe piwo, cały marketing to jeden wpis na FB. Zresztą Altbiera też chcieli wprowadzić po cichu…
24 czerwca 2012 at 18:32
Coś w tym jest, pojawiło się kilkanaście recenzji AleBrowaru ale ja nie dostałem ani jednego meila z zapytaniem na temat naszych piw :). A przecież poza samą recenzją można napisać wiele ciekawych rzeczy o takim projekcie. Jedynym wyjątkiem jest Mateusz który zrobił o tym materiał :) i Bartek który wybrał się do Łodzi i Marcin który odpytał mnie we Wrocławiu. Zresztą wiem doskonale jak wygląda zaangażowani blogerów ;), na premierę byli zaproszeni absolutnie wszyscy polscy blogerzy. Zjawiło się trzech. Wniosek jest jeden, na tym etapie polska blogosfera jest w powijakach a wielu blogerów traktuje pisanie o piwie jako zabawę. Na zasadzie co kupie pod domem to opisze.
Co do festiwalu w Żywcu to tez kiepsko, powinni tam być wszyscy blogerzy. Tymczasem widziałem Ciebie, Kopyra, Kubę, Docenta i Marcina.
25 czerwca 2012 at 10:34
To wypuszcczanie produktów po cichu to jest to co mnie dziwi najbardziej, przecież taki Lwówek Belg, Lagerowe czy Wrocławskie to jest świetna okazja by coś więcej o tych piwach powiedzieć, zareklamować itd. Trochę to wygląda tak, jakby browary wstydziły się swoich dzieci ale to tylko moje odczucie. W innych krajach browary robią wiele szumu wokół swoich produktów, zamieszcczają filmiki na YT, opowiadają o tym co skłoniło ich do wypuszcczenia takiego piwa na rynek a przede wszystkim sami twórcy opowiadają o swoich dziełach ludzkim językiem, bez pomocy marketingowego bełkotu.
W UK łatwiej jest o współpracę na linii browar – blogger, ponieważ tam rynek niezależny od koncernów ma jasno wytyczony cel, który można określić mianem „real ale” – oparcie się dominacji lagera, kultywowanie tradycyjnych stylów brytyjskich oraz sposbu serwowania piwa w pubie z pompy ręcznej, podpatrywanie trendów zza oceanu i ich wdrażanie na rynku krajowym. Tak to bym ujął najkrócej. Myślę, ze pod takim zestawem postulatów podpisałaby się większosć brewpubów i bloggerów. Natomiast jak jest u nas? Czy mozemy znaleźć wspólny cel, który zjednoczyłby oba środowiska? Mam spore wątpliwości. U nas nie ma za bardzo tradycyjnych stylów a przynajmniej nie w takim zakresie jak w Anglii czy Niemczech. Warzenie piw marcowych, koźlaków i podwójnych koźlaków zostało zarzucone gdzieś na początku lat 90-tych i nie ma gdzieś chęci powrotu do tych stylów. Nasza największa perła, czyli grodzisz też potrzebował ingerencji browaru kontraktowego by zmartwychwstać, żaden z browarów przemysłowych chyba nawet nie myślał o próbie zwrócenia konsumentom piwa w podobnym kształcie. Idee przybyłe do Europy zza oceanu też nie są zbyt popularne wśród rodzimych browarników. Rynek małych i średnich producentów forsuje tak naprawdę dwie idee: piwo aromatyzowane to piwo super inne od nudnego jasnego i warto je pić aby być fajnym, a druga to gloryfikacja braku pasteryzacji. Jeżeli wiec zestawimy te dwie idee z naszymi oczekiwaniami to zauważymy, ze występuje tu spora rozbieżność. I dlatego ta współpraca narazie jest niemożliwa, bo tak samo jak niezgadzamy się z koncernami, tak samo często nie przytakujemy maluchom. No i jak już wspomniałem, te różnice w światopoglądzie często powodują że jest nam ze sobą nie po drodze.
9 lipca 2012 at 14:47
Jak najbardziej podzielam zdanie Bartka na temat Blue Moon’a. Nie wiem do konca na jaka warke Wy trafiliscie, moja byla uplynniona kolendra, w ktorej z trudem mozna bylo wyodrebnic co kolwiek innego, co zwykle wyroznia witbiera… Porazka. Artykul jak zwykle bardzo poczytny. Brawo :)