W moje łapy po długim czasie trafiło Naked Mumy – czyli pumpkin ale od AleBrowaru. Piwo dyniowe to w tym roku już szósta propozycja ekipy kontaktowej usadowionej w browarze Gościszewo. Od premiery minęło sporo czasu, więc postanowiłem jeszcze raz zapoznać się z Mumią i spokojnie się jej przyjrzeć. Piwo wzbudziło trochę kontrowersji (zarówno premierą jak i etykietą) ale o tym możecie poczytać na innych blogach. Nie chciałbym, żeby ta otoczka wpływała na odbiór samego piwa, bo ono jest tutaj najważniejsze.
A oto i informacje z etykiety:
| Nazwa: Naked Mummy
| Browar: AleBrowar (Gościszewo)
| Ekstrakt: 16%
| Fermentacja: górna (bo jakżeby inaczej)
| Alkohol: 6,2%
| Goryczka: 45 IBU
| Opakowanie: butelka 0,5 (bezzwrotna)
Z etykiety można wyczytać, że piwo ma sporo przypraw: cynamon, wanilia, gałka muszkatołowa, imbir, ziele angielskie – całkiem tego sporo. Trzy rodzaje chmielu: Wiliamette, Cascade i Palisade – czyli jak to w AleBrowarze, po amerykańsku – w sumie żadne zaskoczenie.
Etykieta piwa w klimacie AleBrowaru. Różne czcionki w jednym wyrazie, pomarańczowe tło i rozpadająca się, wybrakowana, nieco lubieżna i wytatuowana mumia. Obrazek nieodmiennie kojarzy mi się z wierszami niejakiego Charlesa Baudelairea – a nie powiem, swego czasu tomik Kwiaty Zła był moim ulubionym. Mi osobiście, jak zwykle, bardzo się podoba. Trafia do mnie nieco prześmiewcza, luźna i zakręcona stylistyka AleBrowaru i nie dostrzegam w jej stosowaniu nic złego. Mało tego, Mumia była moją ulubioną etykietą (aż do czasu ujawnienia Saint No More). I wiecie co? Etykieta jest fluorescencyjna! Taki bonus :)
Ok, czas na samo piwo. Kolor jest bardzo przyjemny, bursztynowy, wpadający w pomarańcz. Piwo jest mętne, ale ładnie opalizujące pod światło.
Piana średnioobfita, gęsta, znika powoli pozostawiając cienką warstwę i ładnie oblepiając szkło.
Zapach: czuć przyprawy – one zdecydowanie dominują na początku. Jest gałka muszkatołowa, zaraz po niej nadciąga imbir i lekka, przyjemna dynia, uzupełniana przez delikatny, owocowy chmiel. Bardzo fajne jest to, że zapach nie naciera, nie atakuje strasznie mocno. Raczej pojawia się spokojnie, odkrywając przed degustującym swoje niuanse. Mi lekko zapracowały od niego ślinianki :)
Smak: przyprawowy. To co się pierwsze nasuwa, to właśnie to. Gałka muszkatołowa się wybija, potem dochodzi lekka słodowość i owocowe nuty, gdzieś tam na końcu jest dynia. Jeśli piwo rozsmaruje się na ustach to zostaje tam też delikatny ślad imbiru. Goryczka wyraźna, ale nie za mocno, lekko ściągająca. Zostaje na języku i po przełknięciu. Długo w ustach utrzymuje się też charakterystyczny posmak gałki. Piwo jest średnio treściwe, tak samo zresztą wysycone.
Naked Mummy jest piwem ciekawym. Specjalnym, przyprawowym, złożonym. Pamiętam, że podczas premiery wydawało mi się bardziej dzikie, jeszcze nie ułożone, ale czas mu zdecydowanie pomógł – teraz piję je z dużo większą przyjemnością. Jedyne ale jakie mogę mieć to ta gałka. Charakterystyczny posmak jaki pozostawia nie należy do moich ulubionych.
Jako piwo specjalne Mumia zaistniała i się skończy, ale będę ją mile wspominał. I wiecie co? Te wspomnienia sobie odświeżę, bowiem dzisiaj wrzuciłem w przepastne czeluście szafki-magazynku jeszcze jedną butelkę. Postaram się o niej zapomnieć na dłużej… i zobaczymy.
Ogólna ocena – 4,5 kufla. Pół kufla odjęte – subiektywnie i bezczelnie – za mocną gałkę muszkatołową (i to, jaki posmak ona zostawia).
29 listopada 2012 at 22:18
Pół kufla za gałkę muszkatołową odjęte zostało, jak sam autor stwierdził, subiektywnie i bezczelnie. Uważam jednak, że nawet zwolennicy jej smaku nie będą zachwyceni, ponieważ jest jej po prostu za dużo. Ten smak zdecydowanie dominuje. Ekipa Pinty wygrała wg mnie w kategorii Pumpkin Ale.
29 listopada 2012 at 23:08
Celowo chciałem uniknąć porównania do Dyniamitu. I to nie dlatego, że któreś z nich uważam za lepsze – po prostu to piwa specjalne, mimo wspólnego mianownika pumpkin ale – tutaj rozpiętość możliwości jest olbrzymia. I nie da się oceniać dwóch takich piw na zasadzie zgodności ze stylem. Można co najwyżej ocenić subiektywnie, które piwo uważa się za lepsze. Dla mnie obydwa były bardzo dobre – każde na swój sposób. I szczerze mówiąc, w knajpie zamówiłbym i jedno i drugie – nie mogę teraz tylko odpowiedzieć, które byłoby zamówione pierwsze ;)
30 listopada 2012 at 00:56
Ostatnie zdanie mojego komentarza, to oczywiście właśnie taka subiektywna ocena, a nie próba wyznaczania przeze mnie jakichś granic stylu. Faktycznie mogło to mieć taki wydźwięk. Przyznać trzeba zdecydowanie, że oba piwa są niezwykle smaczne, a to przecież najważniejsze. Również zamówiłbym oba, jednak dla mnie decyzja co do kolejności byłaby prostsza :)