Norweski rynek piwny był dla mnie niewiadomą, do czasu. Za sprawą felietonu Marcina Chmielarza, opublikowanego na początku tego roku na portalu Browar.biz, mogłem zaczerpnąć garść szczegółowych informacji o tym jak wyglądają skandynawskie piwne realia. Tym, którzy jeszcze tego artykułu nie przeczytali naprawdę gorąco go polecam. Ja osobiście po skończonym czytaniu zapałałem ogromną chęcią spróbowania tamtejszych piw, choć na pierwszy rzut oka wszystkie przesłanki zdają się mówić Norwegia to nie jest raj dla piwosza. Mówimy przecież o kraju gdzie butelka koncernowego piwa kosztuje kilkanaście – kilkadziesiąt złotych, reklamowanie alkoholu jest praktycznie zabronione, a dostęp do niego skutecznie ograniczony za sprawą państwowych sklepów monopolowych o mrocznej nazwie Vinmonopolet. Jak więc to możliwe, że w tych spartańskich warunkach narodziły się piwne perełki? To jest pytanie warte głębszego zastanowienia.
Kiedy nadarzyła się okazja pozyskania piw z tamtego rejonu postanowiłem skorzystać z uprzejmości znajomego i poznać produkty norweskiego przemysłu browarniczego. Szkoda, że nie będzie to jakaś bardzo przekrojowa analiza, bo udało mi się zdobyć piwa tylko z jednego browaru, ale na pocieszenie warto wspomnieć że zdaniem RateBeer będzie to najlepszy browar z krainy wikingów. Mowa tu o Nøgne Ø z Grimstad. Browar powstał w roku 2002 (czyli całkiem niedawno) z inicjatywy dwóch norweskich piwowarów domowych. Początkowo moce produkcyjne oscylowały w granicach 300 hl, obecnie wartość ta wzrosła do ok. 3,5 tyś hl. Panowie twierdzą, że nie zależy im na warzeniu coraz większej ilości piwa ale na ciągłej poprawie jego jakości. Na stronie browaru możemy dowiedzieć się trochę na temat genezy nazwy całego przedsięwzięcia. Nogne Ø znaczy dosłownie „naga wyspa”. Jest to poetyckie określenie zaczerpnięte z języka duńskiego by opisać nieurodzajne, skaliste połacie ziemi wystające ponad powierzchnię morza wokół południowego wybrzeża Norwegii. Zdaniem twórców nazwa ma stanowić pewną analogię do sytuacji, którą zastali w momencie otwierania browaru – konserwatywny rynek piwny zdominowany przez bezpłciowe, licencjonowane marki, grono konsumenckie o mało wygórowanych aspiracjach i państwo, które piwowarom na każdym kroku rzuca kłody pod nogi. Panowie z Nøgne Ø twierdzą, że lager też może być dobrym piwem, ale ich interesuje różnorodność i bezkompromisowość, dlatego cała ich oferta podstawowa składa się wyłącznie z piw fermentacji górnej, refermentowanych w butelkach.
Poza całoroczną ofertą podstawową do portfolio należą także piwa warzone sezonowo, piwa specjalne (głównie beczkowe, warzone na specjalne zlecenie konkretnych odbiorców, zwłaszcza pubów i restauracji) oraz wyjątkowe edycje jednorazowe, lub warzone tylko raz do roku (ograniczona ilość, numerowane butelki). Jeśli kogoś ciekawi co w Grimstad rozumieją pod terminem „single release” to pozwolicie, że posłużę się pierwszym z brzegu przykładem: Dark Horizon – stout imperialny o ekstrakcie 37 Blg, 16% alkoholu, warzony z dodatkiem ziaren kolumbijskiej kawy na angielskim słodzie i cukrze z Mauritiusa, fermentowany na drożdżach sprowadzonych z Kanady, chmielony wyłącznie odmianami z południowego Pacyfiku i refermentowany przy użyciu drożdży winnych. Nie mam pojęcia jak to wszystko razem może smakować ale od samego czytania włos się jeży. Gdyby jeszcze tych rewelacji było Wam mało to browar ten często udostępnia wolne moce produkcyjne zainteresowanym piwowarom domowym, browarom kontraktowym (w tym słynnej, duńskiej grupie Mikkeller) oraz od czasu do czasu podejmuje współprace z browarami rzemieślniczymi innych krajów w celu wydania jeszcze bardziej nietuzinkowych piw. Saison chmielony na zimno amerykańskimi odmianami? Imperialny porter ze słodem żytnim w zasypie? To tylko przykłady na to jak owocna może być taka kooperacja.
Na przestrzeni kolejnych kilku recenzji będę miał przyjemność zaprezentować Wam kilka piw z podstawowej oferty browaru. Proszę mi wierzyć, że pomimo tego co pisałem kilka akapitów wyżej, piwa dostępne w całorocznej dystrybucji wcale nie należą do grona tych mniej ciekawych. Blond ale, bitter, brown ale, saison, witbier, AIPA, robust porter, oatmeal i imperial stout… naprawdę jest w co się bawić. No i przede wszystkim czym…Dewiza browaru głosi, że dobry produkt może powstać tylko z dobrego surowca, dlatego browarnicy najczęściej sięgają po angielski słód Maris Otter (który uważają za najlepszy dostępny w UK) oraz po amerykańskie chmiele spod wielkiej litery C (Centennial, Chinook, Cascade i Columbus). Opis poszczególnych piw również stoi na najwyższym poziomie: poza zawartością alkoholu, ekstraktu, stylem i IBU podane są zwykle szczegółowe składniki, temperatura serwowania i potrawy które odpowiednio korespondują z danym trunkiem. Jednym słowem coś co w świecie craft brewers jest standardem a u nas można wciąż znaleźć tylko pośród browarów kontraktowych. Tak jak nie interesują mnie przypięte do etykiety medale, tłoczenia na butelce i grawerowane kapsle, tak bardzo lubię poczytać sobie jakie cechy organoleptyczne prezentuje piwo (zdaniem samych twórców) oraz jakim surowcom zawdzięcza swoje istnienie. To są sprawy znacznie bardziej istotne aniżeli wyeksponowany napis na pół etykiety „piwo niepasteryzowane”.
Najbardziej krzepiący fakt jaki niesie ze sobą historia browaru Nøgne Ø to ten, że próba zaszczepienia piwnej rewolucji na ziemi skandynawskiej zakończyła się pełnym sukcesem. Wytyczonym przez prekursora szlakiem zaczęły podążać kolejne browary, pojawił się Ægir, Haandbryggeriet oraz wiele innych brepubów i browarów restauracyjnych, które za cel nadrzędny postawiły sobie wprowadzenie na rynek piw charakternych i absolutnie wyjątkowych. Oferta internetowa norweskiego Vinmonopoletu jest fantastyczna – to, że często nie ma wszystkiego w każdym sklepie nie zmienia faktu, że przekrój gatunkowy jest porażający. Wyobrażacie sobie sklep w polskim mieście z ok. 30 tyś mieszkańców zaopatrzony w amerykańskie, duńskie i szkockie portery, barley wine, IPA czy stouty? Tam sporo z tych trunków jest na wyciągnięcie ręki. Często narzekamy, ze nigdy nie uda nam się dogonić Czechów czy Niemców w kwestii piwnej kultury, że tamte nacje mają wykrystalizowaną na przestrzeni setek lat etykietę obchodzenia się z piwem, wręcz zapisaną w swoim DNA. W tym momencie należy spojrzeć na Norwegów, którzy potrzebowali dekady by podnieść swoje piwowarstwo z popiołów i wynieść je na europejski piedestał.
Pierwotnie to miał być wstęp do oceny pierwszego piwa ale tak się rozpisałem, że wyszedł z tego prolog do całego cyklu. Uważam jednak, ze sam browar jest na tyle ciekawym przedsięwzięciem, że warto było napisać o nim kilka słów więcej. W ciągu najbliższych dni zrecenzowane przeze mnie zostanie 5 różnych piw z Grimstad: Porter, Imperial Brown Ale, IPA, Two Captains Double IPA oraz Imperial Stout. Póki co jestem na półmetku degustacji, ale już mogę powiedzieć, że wysokie lokaty browaru we wszystkich zestawieniach internetowych nie są dziełem przypadku.
1 czerwca 2012 at 08:21
Powoli Polska jest otaczana przez rewolucje piwna. Nawet Niemcy zaczynaja juz doceniac skladniki spoza Reinhetisgebot :) Nie wspomnie ile mikrobrowarow powstaje w Czechach.
U nas jak na razie kilka wiekszych brewpubow, mikrobrowarow, moze 3 ekipy kontraktowe i domowi warzyciele z Artezana.
Trzeba byc cierpliwym – piwna ewangelia dotrze tez do nas – to kwestia czasu :)
1 czerwca 2012 at 08:22
Reinheitsgebot oczywiscie = literowka
1 czerwca 2012 at 09:44
Norwegowie mają jakieś ulubienie do litery O. Znane O od Opera Software i teraz znane piwo:)
1 czerwca 2012 at 09:50
Zapowiada się wspaniale
1 czerwca 2012 at 10:20
Ta rewolucja do nas zmierza, tyle że niestety narazie tylko za sprawą browarów kontraktowych. Jak się przypatrzymy takim mikrusom to zobaczymy nieustannie marnotrawiony potencjał. I nie mówie tu wcale o tym, że są bee, bo nie chcą uwarzyć IPA czy owsianego stouta – zwykły weizen to często produkt ponad siły piwowara. Nie wiem czy to mi wyszło ale w tym wstępie chciałem podkreślić, jak bardzo browary norweskie odcięły się od takiego głownego nurtu i zaczęły wytyczać własne ścieżki. Nasze piwowarstwo nakreśliły koncerny w połowie lat 90-tych: piwo może być jasne pełne (12Blg i ok 6% alk), jasne mocne (14Blg i 7%), do tego ewentualnie porter, słodki napój karmelowy, słodkie piwo aromatyzowane. To jest szkielet asortymentu większośći polskich browarów i co najgorsze – nie tylko koncernowych. Ten schemat został tak silnie przekuty do głów piwowarów, ludzi inwestujących w browarnictwo, że mało kto potrafi od niego odejść. Spójrzmy przekrojowo na nasz rynek w przeciagu ostatnich 5 lat: 80% polskich browarów powiela ten model, fakt że mali nie dodają dodtków niesłodowanych, nie korzystają z HGB…ale to w świecie piwa jest podstawą, trzeba mieć do zaoferowania coś jeszcze by za sdwoje piwa można było kasować 4-6 zł. Mnie osobiście bardziej martwi od wolnego rozwoju rewolucji w POlsce sam jej przebieg: kult piw aromatyzowanych, wysokoodfermentowanych, bez charakteru a jedynie niepasteryzowanych, piw ciemnych, które nie potrafią zaoferować nic poza cukierkową słodyczą. Widzę po prostu sporo chałtury podczepionej pod szczytne idee. W Norwegii sytuacja była identyczna, kult jasnego lagera tyle że słabszego, by można było go sprzedawać nie tylko w państwowych monopolach ale też w zwykłych marketach. I nagle pojawia się browar, który 3/4 swojej produkcji chce sprzedawać w drogich Vinmonopoletach i w dodatku same piwa zupełnie niepodobne do niczego co egzystuje na półkach sklepowych. Skoro udało się tam, to naprawdę u nas też nie byłoby trudniej.
1 czerwca 2012 at 11:00
@Piotr Bardzo wnikliwie napisane.
Mam dzika nadzieje, ze sytuacja Polski jest / bedzie analogiczna jak w Norwegii. Polscy piwowarzy po prostu boja sie chyba realiow i reakcji konsumentow na 'cos zupelnie z innej beczki’.
Ale na tym polegaja przeciez wszystkie rewolucje. Kompletne zerwanie z 'tradycja’, zmiana przyzwyczajen i rzeczywistosci – czasami nawet 'na sile’.
Chcialbym bardzo zeby np. Artezan byl taka iskra.
Wzrost zamoznosci spoleczenstwa=zapotrzebowanie na lepsze produkty = wyzsza kultura konsumencka=wieksza swiadomosc spoleczna. Piwo i inne alkohole w rozsadnych ilosciach pelnily zawsze role 'spoleczna’.
1 czerwca 2012 at 15:04
„Mam dzika nadzieje, ze sytuacja Polski jest / bedzie analogiczna jak w Norwegii. Polscy piwowarzy po prostu boja sie chyba realiow i reakcji konsumentow na ‘cos zupelnie z innej beczki’.”
Wesz, czasem siadam i się zastanawiam jak to jest naprawdę. Czy browarnicy tylko się obawiają o zbyt, czy też po prostu trapią ich inne ograniczenia? Zobaczmy ostatnie najbardziej doceniane przez poslki światek piwowarski premiery: Pinta i Alebrowar to inicjatywy kontraktowe, stworzone przez piwowarów-konsumentów. Koźlak Dubeltowy z Cieszyna, Belgian Pale Ale i Kolsch to Grand Championy według receptur piwowarów domowych. Altbier z Jabłonowa to także piwo o podobnej historii. Zawiercie Bursztynowe i Czekoladowe to znów receptury browaru kontraktowego (Stary Kraków) odziedziczone przez Zawiercie. Stout z Browaru Południe, Zdrojowe i Żytnie z Konstancina to receptury Andrzeja Sadownika, prezesa PSPD. A teraz policzmy ile klasycznych, ciekawych gatunków wypuściły browary polskie same z siebie, bez pomocy „z zewnątrz”? No ja naliczyłem Mastne Brackie, Lwówek Belg i…zaciąłem się. Dalej mogę wymieniać już tylko portery bałtyckie i bliżej nie sprecyzowane jasne lagery, kilka pilsów zaledwie. A ile na te sukcesy przypada spektakularnych porażek? Koźlaki z Piotrkowa i Grybowa, Ale Ale zakażone fenolami, mało stylowe ciemne pszenice, marcowe z Kormorana i Fortuny (Złoty Smok), o których można napisać, że są lub były, i na tym dyskusję zakończyć. Zadajmy sobie pytanie czy ten deficyt stylów klasycznych i odważnych to tylko wynik niepewności o rentowność? Dość często dochodzę do wniosków, że ta bieda to też wynik w pierwszej kolejnośći braku wiedzy „know-how” i doświadczenia w tworzeniu takich piw. Bo tego doświadczenia nie da się zdobyć ani w polskich szkołach ani zakładach piwowarskich. Te 4 pozycje o których wspomniałem w poprzednim poście, to jest wręcz piętno, którego narazie nie można się pozbyć. Henry Ford mawiał, że samochód może mieć karoserię w każdym kolorze byleby ona była czarna. Z piwem w Polsce niestety jest podobnie.
1 czerwca 2012 at 15:35
Jak w przypadku kazdej katastrofy, sklada sie na to zapewne kilka czynnikow :)))))
Coz, oto moje typowanie:
– ok. 20 letnia hegemonia zoltawych sikaczy i ich producentow (czyli analogia np. do USA, gdzie craft breweries to tylko i az 5% rynku)
– czyli brak checi zmiany i ugruntowane gusta smakowe konsumentow,
– prawodawstwo i przepisy skutecznie blokujace zapal nawet najgoretszych, piwnych ewangelizatorow :),
– sugerowany przez ciebie brak know-how profesjonalnych piwowarow (czyli brak miejsc w ktorych mozna go 'zdobyc’ u nas w kraju),
Moglbym wymienic kilka mniejszych, nie chcialbym tutaj jednak trollowac za bardzo ;P
ALE jestem mimo wszystko optymista. Pocieszajacym jest fakt (powoli) rosnacego zapotrzebowania na cos innego niz eurolagery.
Przeciez kilka lat temu nie uswiadczylbys zadnego portera, stouta itp.
To efekt zmany gustow i zetkniecia z inna kultura piwna mlodych ludzi (np. milionowa emigracja z Wyspy Bryt. itp).
A wszelakie 'piwa miodowe’ i inne wynalazki, to choroby wieku dzieciecego piwnej rewolucji :)
Rosnaca liczba piwowarow domowych, festiwale dobrego piwa na 100% sygnalizuja zapotrzebowanie na cos innego oraz przyczyniaja sie do zmiany naszego 'krajobrazu’ piwnego :)
Coz szkoda tylko, ze tak powooooli :(
1 czerwca 2012 at 11:58
No to zdrówko! U mnie czeka na kolejkę Two Captains, Imperial Brown Ale, RIS i jeszcze parę innych Nognów :)
1 czerwca 2012 at 15:36
No i mam slinotok przez Ciebie, dzieki ;)