Przepraszam Cię Ojcze Piwowarze, ale bardzo zgrzeszyłem. Myślą, mową, uczynkiem, zaniedbaniem. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Wszystkich grzechów nie pamiętam, ale przypominam sobie takie:
1. Po piwie oczekiwałem jakości, a nie tylko niespodzianki.
2. Nie akceptowałem, że piwo „zepsuło się w transporcie”.
3. Nie sądzę, że każdą inicjatywę piwną (kontraktową czy nie) należy pochwalać.
4. Jojczę na forach i narzekam, jak trafię na syf.
5. Relacja jakość*cena*samozadowolenie jest dla mnie istotna. Przeto, jak w iloczynie jedna wartość jest 0, to cały iloczyn daje 0.
Eh, pewnie mi się dostanie za ten wstęp. Ale co mi tam, zirytowałem się. Zirytowało mnie mianowicie podejście pewnego znanego blogera oraz prosumenta – Tomka Kopyry. Wpis jest tutaj.
Nie chodzi o to, że Tomek zaczyna nowy cykl felietonów, a pierwszy z nich trwa 30 minut. Co kto lubi, ma swoich fanów – good for him. Nie chodzi o to, że na początku przyznaje się do mieszania pojęć „amortyzacji” i „zwrotu inwestycji” – jest prosumentem, nie studentem pierwszego roku ekonomii. To, że zamieszał z tym kosztem na butelkę – pies to trącał. Trochę namieszał, wyszedł na prostą – nagrywa na żywo, więc może się ponieść. A’propos ponoszenia: to nic, że zaczyna spokojnie, deklaruje brak wulgaryzmów, a przez ostatnie 5 minut skacze jak królik na amfetaminie, wulgaryzując przekaz zamiennikami: „ku-wa” oraz rzucanymi jak przecinki „kurde”. Taki ma styl, można to lubić. Organista lubi ogórki, a ksiądz jego córki.
To wszystko jest sprawą pewnego obrazu i przekazu. OK. Natomiast Tomek w swoim felietonie stawia się też jako autorytet w sprawach, w których autorytetem nie jest. Mało tego, nie ma prawa się wypowiadać w imieniu wszystkich konsumentów.
Kiedy właściwym sobie autorytatywnym tonem tłumaczy światu, że „konsument nie oczekuje od browarów rzemieślniczych jakości” to zaczynam strzyc uszami. Jak mówi, że „konsument oczekuje, że te piwa go zaskoczą” – pewnie tak, ale nie negatywnie. Jest tam jeszcze sporo takich tez, jak to, że „piwo rzemieślnicze może się zepsuć”, „piwo rzemieślnicze może mieć wady”, wszystko okraszone powtarzanym jak zepsuta płyta: „to nie jest Tyskie”.
To może ja, skromny konsument odważę się odpowiedzieć prosumentowi czego JA oczekuję od piw rzemieślniczych. I od browarów rzemieślniczych. W odróżnieniu od Tomka nie wypowiem jednak prawdy objawionej, ale jedynie moje prywatne zdanie.
Zaczynamy. Od piw rzemieślniczych oczekuję:
1. Jakości proporcjonalnej do ceny w moim osobistym uznaniu. Jak piwo kosztuje 12 PLN mogę je kupić. Może i na rynku są tańsze i lepsze piwa – ale i tak jestem w stanie kupić akurat to. Będę jednak oczekiwał, że nie jest wadliwe w stopniu utrudniającym odbiór. I tak, jest to obarczone subiektywizmem moich kubków smakowych i mojego gustu. Mi taki na przykład mocny diacetyl w Sępie przeszkadzał. A co za tym idzie, wg mnie to piwo nie był warte swojej ceny. Wg mnie. Koledze smakowało i kupił więcej. Piwo jest produktem jak każdy inny produkt. Również rzemieślnicze. Wydając pieniądze oczekuję, że nie wyrzucam ich w błoto. Ryzyko oczywiście zawsze istnieje.
2. Piwa nie zepsutego. Wada występująca w jakimś stopniu to jedno, infekcja to drugie. Jako konsumentowi fruwa mi, czy wada po wyjeździe z browaru była minimalna, a po transporcie w cieple się uaktywniła. To nie mój problem, to problem producenta. Nie muszę też znać się na technologii i zgadywać, co się stało. I oczywiście, jestem w stanie zrozumieć kwestie rynkowe, że wylanie jednej warki piwa może zabić biznes… ale to jest biznes, prawda? Nie wszyscy muszą pozostać na rynku, o to przecież w biznesie chodzi. To, że u nas teraz samych entuzjastów nowości jest tyle, że piwo i tak schodzi – to specyfika młodego rynku i płytko spenetrowanej niszy. Wreszcie się kiedyś skończy i nie będzie miejsca na takie idiotyczne tłumaczenia.
Jasne, nie jest tak, że od razu skreślam dany browar. Miły jestem, daję szansę. Ale po drugiej z rzędu wtopie mam prawo być wkurzonym konsumentem i narzekać.
Tak, wpadki zdarzają się wszystkim. Ale to nie znaczy, że należy się z nich cieszyć albo je akceptować, czy też nawet tolerować. A już na pewno nie wolno ich idiotycznie tłumaczyć! Trzeba narzekać (ale na poziomie), trzeba reklamować. To leży w interesie nas wszystkich. A reklamacja jest wszak prezentem dla producenta.
3. Tak, mogę oczekiwać niespodzianki. Jakbym chciał czegoś przewidywalnego, to nie sięgałbym po nowości. Ale niech będzie to niespodzianka pozytywna. Coś, co spowoduje, że powiem koledze: „Stary, to piwo swoje kosztuje, ale warto, bo: ….”. I w tym „bo” nie będzie powiedziane „jest polskim PIPA. Ma diacetyl, ale to w niczym nie przeszkadza”. Albo „bo jest pierwszym polskim ciemnym witem i zostało zrobione przez autorytety w światku piwowarów domowych. Ale wali infekcją na kilometr”. Nie, w tym nie powinno być „ale„.
4. Na sam koniec: oczekuję satysfakcji. Jako klient. I kto jak kto, ale piwowar powinien zrozumieć, że to satysfakcja klienta jest najważniejsza. Owszem, jego satysfakcja też. Ale jeśli tylko on będzie usatysfakcjonowany, to może nie przeżyć konkurencji. I tak, wiem, że nie da się zrobić piwa, które ucieszy wszystkich. Takie próby skazane są na porażki. Można też mieć model biznesowy nakierowany na małe ilości drogiego piwa, które smakuje wybranym. Ale nie należy wmawiać wszystkim innym, którym to nie smakuje, że się nie znają.
A czego oczekuję od browarów rzemieślniczych?
1. Jakości. Szeroko pojętej. A więc transparentności, jakości informacji.
2. Uczciwości. Ale takiej prawdziwej, a nie maskowanej ładnymi słówkami. Jak daliśmy ciała i wycofaliśmy coś, to o tym powiedzmy. Jak coś trafiło do piwoszy, to przeprośmy. I tutaj nie ma różnicy, czy to Browar EDI czy też browar rzemieślniczy. Nie wszyscy klienci to fejsbukowicze, blogerzy czy inni aktywni uczestnicy sceny piwnej. Ktoś może wejść do sklepu i kupić Prometeusza – stwierdzi, że ble i wyleje. Tak samo może zrobić z browarem EDI. Fruwa mu w tym momencie, że „to nie jest Tyskie” i nie powinien się czepiać. On przyszedł, wydał pieniądze na coś, co nie odpowiada opisowi. Nie musi mieć konta na fejsbuczku, żeby dokopać się do oświadczenia browaru. Nie musi mieć smartfona i ze sklepu wchodzić na stronę w necie, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie ma tam pokrętnego tłumaczenia. Jakby było tak, jak to opisuje Tomek, to znaczek PINTY „Piwo rzemieślnicze” powinniśmy traktować jako ostrzeżenie!
3. Powtarzalności. Tak, wiem, pierdyliard czynników powoduje, że o to trudno. Ale to nie znaczy, że należy się poddawać. Są chwalebne przypadki browarów, które do tego dążą. Nie wychodzi w 100% – ale dążą. A nie wychodzą z założenia, że „jak się nie da, to można mieć w dupie. Przecież TO NIE JEST TYSKIE!”
Te 3 składniki z góry składają się na tzw „troskę o klienta„. Wg mnie elementarną sprawę, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu. Wg mnie powtarzam. Nie twierdzę, że to się sprawdza dla całego świata.
Tyle i aż tyle. Się trochę rozpisałem – sorry. A teraz pytanie do Was:
A czego Wy oczekujecie od piw rzemieślniczych? Odpowiadajcie w komentarzach.
Na koniec tzw posłowie. Albo PS.
Tomkowi nie można nie przyznać racji w kilku sprawach:
1. Poziomu dyskusji na browar.biz. Ma chłopak rację i dobrze, że to powiedział. Faktycznie, kilka padających tam argumentów jest tak od czapy, że chciałbym poprosić autorów o numer do ich dilera.
2. Kwestii „browary warzą piwa górnej fermentacji, bo takie są łatwiejsze” – są przede wszystkim ciekawsze i dają wielkie pole do popisu. Dolnej fermentacji jest mnóstwo, po co się w to pchać?
21 sierpnia 2013 at 13:36
Trudno się nie zgodzić z Twoimi tezami, w przeciwieństwie do tez zawartych w felietonie Tomka Kopyry, które prezentują raczej punkt widzenia producenta, niż konsumenta, czy nawet prosumenta.
W kwestii poziomu dyskusji na browar biz, którego uczestnikiem jestem od ponad 10 lat to chyba raczej problem treści niektórych postów, niż poziomu samej dyskusji. Nie da się uniknąć agresji, czy wulgaryzmów, zwłaszcza przy tematach spornych, budzących emocje, ale takie działania są jednak zwalczane przez administratora. Dobrym przykładem jest likwidacja działu „polityka” gdzie takich zachowań było najwięcej. Na każdym forum internetowym znajdują się użytkownicy o różnym poziomie, kulturze, poglądach – zapewne na forum poświęconym średniowiecznej poezji dworskiej przeciętny poziom wypowiedzi będzie wyższy, niż na forum kibiców piłkarskich.
21 sierpnia 2013 at 14:39
pan Kopyra aspiruje chyba do roli WC Kwadransa piwnej blogosfery (nie ważne jak, byle były kontrowersje). Jego piwa przestałem pić bo nie lubię być za niemałe pieniądze robiony w bambuko, a przejechałem się na jego piwie trzy razy z rzędu i uważam że nie są warte swojej ceny. Bloga nie czytam bo nie lubie jak mi się przemyca katolicką propagandę.
„Najłatwiej panie krytykować” a samemu wciskać wadliwe piwo, co więcej recenzować je z zachwytem na blogu i udawać że nic się nie dzieje. Jednocześnie wytyka innym że poinformowali klientów, że piwo zostało wylane do kanału bo było wadliwe, bo zrobili to jako celowy chwyt marketingowy. Jak mawia gimbaza: żenua (pewnie boli, że samemu się nie ma wystarczająco jaj).
W mojej osobistej i bardzo subiektywnej opinii na polskim rynku rządzi Pinta, właśnie ze względu na jakość, jeszcze się na ich wyrobie nie przejechałem.
21 sierpnia 2013 at 22:15
Mam takie małe zastrzeżenie. Mamy w Polsze hurtowników, sklepikarzy i właścicieli lokali przyzwyczajonych do piw pasteryzowanych i filtrowanych. Przy czym nawet takie coś jak lanie kegowanego Pilznera według zaleceń jest rzadko praktykowane. Więc co niby ma robić właściciel browaru, który mówi, że dwa/cztery tygodnie w warunkach chłodniczych jego piwo wytrzyma bez problemu, a tu nagle jakiś typ zamawia powiedzmy 6 kegów, czy 20 kartonów. Ma nie sprzedać mu tyle ile zamówił? (Nie jestem pewien, czy zgodnie z prawem może odmówić takiej sprzedaży.) A wie, że gość, z multitapu podłączy jego piwa nie po kolei, tylko będzie je przeplatał z ilomaś tam i w końcu dowie się znienacka, że knajpa sprzedaje piwo trzy miesiące po zakupie (daj boże, żeby zaginęło w chłodni, a nie na magazynie). Podobnie ze sklepikarzami i hurtownikami – „na co mi chłodnia? Tuskie stoi pół roku na słońcu i wszystko jest cacy”. Do tego dochodzi ciemnota konsumentów „ja jaśnie oświecony konsument piję tylko niepastery i niefiltry… poproszę kasztelana… och, wspaniałe”. Z jednej strony chcą mieć ludzie słówko na etykiecie, a z drugiej żądają jakości, do której trzeba jednak tych strasznych pasteryzacji, czy filtracji, a przynajmniej dobrej sieci dystrybucji. Kupiłeś skisłe piwo? A stało chociaż w lodówce? Może warto się zastanowić nad zmianą sklepu, albo w ogóle olać niepastery bo hurtownik trzymający daną lokalizację to idiota i zawsze będzie problem, który później najłatwiej zrzucić na browar? Żeby nie było – nie pracuję obecnie w browarze, ale wiem jak to wygląda.
22 sierpnia 2013 at 09:55
ciekawa polemika. biore popcorn i czekam na dalszy rozwój ;d
23 sierpnia 2013 at 01:09
Czytam kopyra od dawna, kibicuje mu, ale pod tym artykulem podpisuje sie w 100%, dobrze napisane, taka polemika zawsze w cenie
26 sierpnia 2013 at 14:47
Odkąd Kopyr przeszedł na video felietony nie zaglądałem tam często, ale wspomniany felieton Tomka podsumowuje styl jakim się posługuje. Widać nie lubi niepochlebnej polemiki, bo czym można wytłumaczyć rzucanie mięsem i jeszcze publikowanie tego w necie. Argumenty (większościowo) od czapy. A wracając do powyższego felietonu i meritum PS.
Oczekuję jakości i transparentności działań producenta. I tego sam będę się starał dotrzymać gdybym się zdecydował na kolaboranctwo.
20 września 2013 at 15:48
Bardzo ciekawe przemyślenia. Cały obraz przedstawiony od strony konsumenta, a nie producenta. To daje wiele. I oczywiście sporo humoru, co lubię i doceniam. Czekam na więcej podobnych postów.
15 października 2013 at 13:00
jestem tego samego zdania, lubię piwa nietypowe, i kupię piwo za 12 zł ale oczekuję po nim jakości
1 listopada 2013 at 22:40
w takim razie kupuj tylko w sklepach gdzie piwo za 12 PLN stoi w lodówce zamiast opalać się pod jarzeniówką na najwyższej półce
l