Warszawski Szlak Piwny

Warszawski Szlak Piwny

Jeszcze niedawno każdy warszawski miłośnik piwa wiedział, że aby napić się czegoś dobrego, musi zrobić sobie wycieczkę do innego miasta.

Po starcie najpierw Kufli i Kapsli (przez bywalców nazwanych „Kupsle i Kafle”) i Chmielarni zwrot „piwo w Warszawie” nabrał nowego znaczenia. Dlatego fajną imprezą wprowadzającą Warszawę na piwne salony Polski, a może i Europy, był pomysł Kufli i Kapsle na Warszawski Szlak Piwny.

Inauguracja szlaku odbyła się w sobotę, 22 czerwca o 16:00 właśnie w Kuflach i Kapslach, gdzie czekały na odwiedzających żetony na darmowy Pacyfic z browaru Artezan. Propozycja bardzo kusząca, ale ja, wziąwszy pod uwagę panujący na dworze upał, postanowiłem pragnienie ugasić piwem Hey Now z Pracowni Piwa. Wybór okazało się strzałem w dziesiątkę, lekki, rześki i orzeźwiający trunek postawił mnie na nogi. Przy okazji zostałem zaskoczony przez grupkę młodych osób pijące piwo z jakimś sokiem owocowym przez słomki i Delirium Tremens wprost z butelki. Widać, że jest jeszcze dużo pracy nad piwną kulturą narodu.

Chwilę przed tym, jak miałem się udać do kolejnego punktu programu, spotkałem delegację z łódzkiej Piwoteki Narodowej czyli Agnieszkę i Marka Putę, przybyłych do Kufli wprost z Chmielarni. Oczywiście przybyli służbowo, do kapitana.

Dzięki temu spotkaniu z biernego obserwatora wydarzeń stałem się przewodnikiem mającym zaszczyt oprowadzić przybyłych gości po dużej części WSP. Zanim ruszyliśmy dalej w trasę, ja wypiłem piwo, którego nie mogłem sobie odmówić czyli serwowany z pompy Plan T również z Pracowni Piwa. Tak podany brown ale robi świetne wrażenie. Marcin skosztował El Dorado z BrewDog-a, które naprawdę powalało aromatem.

Ponieważ harmonogram zwiedzania był napięty udaliśmy się spacerkiem do byłej siedziby KC PZPR gdzie mieszczą się Cuda Na Kiju. Tam głównym punktem programu miała być szybka degustacja kolejnego piwa z Pracowni Piwa – czyli Dwóch Smoków. Ale tym razem nie piwo było najważniejsze a spotkanie z jednym z twórców PINTY czyli Ziemkiem Fałatem, który razem z żoną postanowił również sprawdzić nowy warszawski szlak. Smoki zrobiły na nas mniejsze ważnie niż na Festiwalu Birofilia.
Naturalnym, kolejnym punktem programu okazała się Czeska Baszta, czyli jeszcze niedawno warszawska perełka, która z 3 kranami multitapem nie jest, jednak oferuje największy asortyment świeżych czeskich piwek w tym Kocoura i Matuske. Nieocenionym towarzyszem czeskiego piwa są moi faworyci, nakladany hermelin oraz utopenec. Tym razem zdecydowałem się na marynowanego serdelka do którego wypiłem Kocoura Catfish Sumeceka.

Z czeskiej Baszty spacerkiem udaliśmy się do Gorączki Złota, gdzie spotkaliśmy Docenta z blogu polskieminibrowary.pl, u którego również znajdziecie świetnie udokumentowaną fotograficznie relację ze szlaku. Gorączka to mała i bardzo urokliwa knajpa, której wnętrza fani polskiego kina mogli oglądać w filmie „Żółty Szalik” ze świetną rolą Janusza Gajosa.
Wypiliśmy Oto Mata IPA, zakąsiliśmy świeżym kawałkiem marchewki, pogaworzyliśmy chwilę z panią Małgosią – duszą knajpy i ruszyliśmy do Spiskowców Rozkoszy.

Tam miała na nas czekać największa niespodzianka, czyli świeżo przygotowane pomieszczenie, w którym zainstalowano dodatkowe 6 kranów. Szkoda, że instalacji nie była jeszcze uruchomiona bo to spotęgowałoby wrażenia. Jednak jest to kolejna jaskółka świadcząca o nadejściu w Warszawie piwnej wiosny. W Spiskowcach wypiłem laną AIPA-ę z Kormorana. Niestety przyszedł też czas na pożegnanie naszych gości z Łodzi, którzy jeszcze tego samego dnia wracali do domu. Na szczęście ze Spiskowców bardzo szybko można dojechać na Młociny, skąd odjeżdża autobus do Łodzi.

Ja natomiast udałem się do Chmielarni, gdzie dzień wcześniej miałem okazję uczestniczyć w jej uroczystym otwarciu.
Na miejscu skosztowałem Thornbridge Jaipur, który mimo że bardzo przyjemny większego wrażania na mnie nie zrobił. Do piwka konieczna okazała się przekąska, na którą wybrałem Butter Naan (pszenny placek z masłem). Na pewno nie jest to najlepsza przekąska do piwa dostępna w Chmielarni, ale po prostu miałem ochotę na dodatkową, nie płynną, porcję pszenicy. Potem wypiłem jeszcze Ortodoxa z AleBrowaru. Znajomych spotkałem wystarczająco dużo aby przy niekończących się dyskusjach stracić nieco poczucie czasy (choć nie jestem taki pewny czy to poczucie czasu miałem wcześniej). Tak więc zważywszy na późną portę odpuściłem sobie ostatni, a właściwie według mapy pierwszy punkt programu czyli praski PDSL.

Mimo pominięcia jednego z puntów programu, Warszawski Szlak Piwny uważam za bardzo udany pomysł. Na przyszłość na pewno organizatorzy muszą pomyśleć o benefitach dla osób, które pokonają cały szlak i odwiedzą wszystkie miejsca. Mam też nadzieję, że ta impreza wpisze się na stałe w krajobraz Warszawy i będzie promowała piwo i całą kulturę pica piwa. Teraz na pewno każdy miłośnik piwa, musi dodać Warszawę do listy obowiązkowych miast z dużym wyborem świetnego piwa.

Podziel się:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • email
  • Twitter
  • Wykop
  • Add to favorites