Czemu piwo jest trunkiem, którego nie przechowujemy w ciepłej, dobrze oświetlonej spiżarni, tylko tam, gdzie rzeczywiście czuje się bardziej komfortowo, czyli w chłodnej, ciemnej piwniczce?

Butelka nie bez powodu powinna być koloru ciemnego, najlepiej brązowego – właśnie wtedy zatrzymuje najwięcej promieni ultrafioletowych, które – będąc naturalną częścią światła widzialnego, najbardziej szkodzą piwu. Złocisty trunek postawiony na półce szczególnie wyeksponowanej do słońca staje się z czasem tykającą bombą zegarową, która tylko czeka, by otworzyć kapsel. Wtedy to spragniony wrażeń konsument może otrzymać cios w nos w postaci nieprzyjemnego odoru nazywanego ‘mysim’, bądź ‘skunksim’. Nazewnictwo to niestety bardzo trafnie określa walory, z jakimi w takim przypadku przyjdzie nam obcować. Odpowiedzialne za nie są alfa kwasy, dzięki którym chmiel jest tak cenionym substratem przy produkcji piwa. Pod wpływem wspomnianych już promieni ultrafioletowych oraz podwyższonej temperatury rozkładają się one w procesie fotolizy, by następnie połączyć się ze związkiem, lub reaktywną grupą funkcyjną zawierającą siarkę.

Spytacie zapewne – „zaraz, zaraz, jaka znowu siarka, przecież mówimy tu o piwie!”. Rozpatrując jednak zawartość butelki przez pryzmat biologii molekularnej okaże się, iż drożdże, słód jęczmienny, bądź też grys kukurydziany, zostały przez Matkę Naturę wyposażone w siarczek dimetylu oraz inne równie groźnie brzmiące związki. W ilościach śladowych niewykrywalne przez ludzkie zmysły, które podczas konsumpcji mają co wąchać i czym nasycić kubeczki smakowe, jednak gdy rozłożone przez światło alfa kwasy połączą się z siarką okaże się nagle, iż w piwie znajduje się związek wielce podobny do tego, który w swoim arsenale obronnym mają skunksy. A że człowiek ewolucyjnie wyposażony jest w węch czujny na wszelkiego rodzaju zapachy „podejrzane”, to niewiele trzeba, by zacząć się butelce także podejrzanie przyglądać. W Polsce o skunksa w przyrodzie niełatwo, więc określenie ‘mysi swąd/posmak’ na dobre zagościły w koszmarach naszych rodzimych piwowarów. Mysi posmak jest w przemyśle browarniczym na tyle znany, iż część konsumentów zaczęła określać go mianem cechy w piwie pożądanej, lub zwyczajowo obecnej. Na szczęście informacji takich najwięcej jest w ankietach wypełnianych na terenie Ameryki Północnej.

Robiąc przegląd sklepowej półki z piwami szybko okaże się, iż część z nich sprzedawana jest w butelkach zielonych, lub – o zgrozo, bezbarwnych. Zwłaszcza ten ostatni rodzaj szkła może zdawać się bezsensowny. Pamiętajmy jednak, iż człowiek fermentuje co tylko się da od tysiącleci, więc i wiedzę w tej dziedzinie ma już niemałą. Dlatego też w powszechnej hodowli znajdują się także takie rodzaje chmielu, które po zamknięciu w ciasnej, bezbarwnej butelce w towarzystwie słodu nie sprawią konsumentowi przykrej niespodzianki (przynajmniej takiemu, który i tak będzie się z nią obchodził jak należy, lub spożyje bez ociągania się).

Piwna butelka koloru zielonego zdaje się być najbardziej rozpoznawalną na Ziemi, a to za sprawą Dużego Piwnego Koncernu. Powstała głównie w celach komercyjnych, by wyróżniać się na sklepowej półce, stawia w rzeczywistości o wiele mniejszy opór światłu, niż robi to butelka brązowa. Trwają prace nad powłoką, mającą chronić zielone butelki przed promieniowaniem ultrafioletowym, lecz prowadzą je średniej wielkości browary w USA. Zielony Piwny Gigant na sprzedaż nigdy nie narzekał, więc i na zmiany w tej kwestii nie ma tu co czekać.

Na koniec warto wspomnieć także o szyjce butelki – rzecz błacha, wpisana od wieków w butelkowe wzornictwo ma bardzo ważną cechę – ogranicza powierzchnię kontaktu piwa z powietrzem. Tlen, mając właściwości utleniające, może sporo nabroić, jednakże przechowując butelkę w pozycji pionowej zagrożenie to zamienia się w kolejną piwną ciekawostkę.

Podziel się:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • email
  • Twitter
  • Wykop
  • Add to favorites